Komentarz do Liturgii Słowa na 27. Niedzielę zwykłą, o. Grzegorz Mazur OP

Bazowa symbolika dzisiejszej Ewangelii wydaje się dość prosta. Właścicielem winnicy jest Bóg; winnicą – naród wybrany; murem (ogrodzeniem) – Prawo Mojżeszowe; sługami – prorocy; synem – Jezus. Rolnicy to religijni przywódcy Izraela. Spróbujmy przełożyć tę przypowieść na nasze życie. Jako ochrzczeni członkowie Ludu Bożego należymy do winnicy, którą jest Kościół i podobnie jak
zbuntowani dzierżawcy doświadczać możemy pokus odrzucenia i niewdzięczności.


W dzisiejszej przypowieści Pan Jezus zapowiada swoją Mękę i Śmierć. Na dziedzińcu Poncjusza Piłata i na Golgocie dokona się największe odrzucenie w dziejach świata. Ten grzech powtarza się również w naszym pokoleniu. W liście do Hebrajczyków
czytamy, że ludzie ochrzczeni, którzy porzucają wiarę w Chrystusa, „krzyżują w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na pośmiewisko” (Hbr 6,6). Często odchodzenie od Pana Boga dokonuje się w subtelny sposób. Mogę na przykład regularnie uczęszczać na Msze niedzielne, ale na co dzień zaniedbywać osobistą modlitwę albo nie zgadzać się z nauczaniem Kościoła, opartym na Piśmie Świętym i ponad dwutysiącletniej Tradycji. Ba, mogę w gruncie rzeczy tego nauczania prawie wcale nie znać tudzież odsuwać je od siebie niejako a priori, kierując się w powszednich wyborach własnym zdaniem lub intuicją.


Rozmawiając na trudne tematy, słyszę od ludzi niekiedy: „no tak, ksiądz tak mówi, bo jest księdzem i nie wypada inaczej, ale to przecież niewykonalne…” Normalnym jest, że nie wszystko rozumiemy lub możemy zrobić od razu. Pewne kwestie, jak te
dotyczące sfery moralności, są wymagające i we współczesnym klimacie kulturowym co najmniej nieoczywiste. Pytanie, czy mam odwagę wejść w proces ich poznawania i wdrażania? Na ile szczerze szukam prawdy, czy naprawdę chcę wiedzieć, co Kościół
mówi, a czego nie? Jak często biorę do ręki Biblię, Katechizm, prasę katolicką, wartościową książkę? O filmach, aplikacjach i licznych materiałach dostępnych online nie wspominając… Jeżeli nie interesuję się nauczaniem Kościoła i nie mam czasu na
to, by je zgłębiać, to nie tylko szkodzę swojej wierze, ale także w jakiś sposób krzyżuję Pana, odrzucam Go lub przesuwam na drugi plan, uznaję, że to „ja wiem lepiej” albo nie potrzebuję wiedzieć, bo i tak ostatecznie postąpię według własnego
uznania.


Postawą pokrewną odrzuceniu jest niewdzięczność – działam tak jakby wszystko zależało jedynie ode mnie i łatwo przywłaszczam sobie pozytywne rezultaty (owoce) tego działania. Bóg, właściciel winnicy, wydaje się wtedy dość odległy – jak rolnikom
z dzisiejszej przypowieści. Tymczasem, w Ewangelii Janowej, Pan Jezus przedstawia siebie w alegorii krzewu winnego, nas zaś jako latorośle z Nim złączone (J 15,5-6). Odrzucając Pana, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Sami pozbawiamy się możliwości rozwoju i wzrostu. Przestajemy owocować, a to z reguły jeszcze bardziej zamyka nas na dziękczynienie i wdzięczność.


„Cóż masz, czego byś nie otrzymał?” (1 Kor 4,7) – pyta św. Paweł. Czy uznaję to, że w gruncie rzeczy zawdzięczam Panu Bogu wszystko co dobre? Kiedy ostatni raz dziękowałem na modlitwie za najbardziej podstawowe rzeczy, bez których nic nie
mógłbym zrobić? Na przykład za to, że żyję, oddycham, cieszę się zdrowiem, mam dach nad głową, źródło utrzymania, bliskich ludzi wokół, perspektywy na przyszłość…


Owoce naszych działań dużo o nas mówią, odsłaniają prawdę o naszym sercu i tożsamości. Kim dzisiaj jestem w świetle Słowa Ewangelii? Jakie wydaję owoce? W pewnym sensie, każdy z nas jest dzierżawcą, który winien oddawać Panu Bogu to, co Mu się należy. Co należy się Bogu? Przede wszystkim miłość. Nie ma pewniejszej drogi doświadczania Jego obecności w życiu, jak miłująca ofiara, bezinteresowne dawanie siebie, poświęcenie. Nie ma lepszej drogi do zrozumienia Kościoła i nauczania, które przekazuje.


Dziękując Panu za to, że pracujemy w Jego winnicy, prośmy dziś ufnie o dar wierności i wdzięczności. Byśmy potrafili Go kochać, również w drugim człowieku, bez uników i dróg na skróty. Szczerze dziękujmy za owoce, które już wydajemy – spróbujmy je nazwać i określić. Przepraszajmy także za te momenty, w których żyjemy tak jakby Pana Boga nie było albo jakby to nie On był Panem winnicy, a jej owoce należały tylko do nas.