Komentarz do Liturgii Słowa na 5. Niedzielę Wielkanocną, o. Grzegorz Mazur OP

Pamiętam z dawnych lat piosenkę „Niebo do wynajęcia” – bardzo lubiłem jej słuchać. Może dlatego, że poza walorami artystycznymi i inspirującym tekstem, zawiera w sobie tęsknotę za niebem, które może być nam bliskie i wydarzać się na wyciągnięcie ręki w zwykłym, codziennym życiu.
Kościół uczy, że Niebo polega na widzeniu Boga takim jakim jest, twarzą w twarz, bez przeszkód ani ograniczeń. To stan, w którym człowiek kontempluje Pana w największej możliwej intymności, chłonie Go całym sobą. Niebo angażuje wszystkie
ludzkie władze (rozum, wolę, uczucia, zmysły, pragnienia, etc.). To doskonała jedność, komunia z Bogiem – syci nas do końca i nigdy nie przemija.

W niebie czas płynie zupełnie inaczej. Nie ma chronologii, historii opartej na „przed” i „po”, ale jest wieczne „teraz”, którego nic nie zakłóca ani nie krępuje. Skoro niebo nie jest miejscem, ale stanem człowieka, to nie da się go wynająć. Nie można pożyczyć sobie czyjegoś szczęścia i w ten sposób samemu stać się szczęśliwym. Nie można odkupić od kogoś przyjaźni, miłości, wierności… Albo zapłacić za radość i pogodę ducha, by móc prawdziwie ucieszyć się życiem. Dlaczego w takim razie w dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus sugeruje, że niebo jednak jest miejscem? Mówi do uczniów: „Idę przygotować Wam miejsce. W domu Ojca mego
jest mieszkań wiele”. Wyraz „miejsce” użyty tutaj w oryginale greckim, nie posiada dokładnego odpowiednika po polsku. Oznacza nie tyle przestrzeń fizyczną, co tych, którzy ją zamieszkują. Można powiedzieć, że chodzi o dom w znaczeniu duchowym –
atmosferę serdeczności, afirmacji i pokoju.


Przypomina mi się rozmowa ze znajomym, który odkrył kiedyś takie miejsce w swoim wnętrzu. Pewnego dnia stał na przystanku i czekał na autobus w sporej grupie nieznanych mu osób. Niemal wszyscy wpatrzeni byli w smartfony – sprawdzali
pocztę, słuchali muzyki, przeglądali Facebooka. Ze słuchawkami w uszach, odcięci od realnego świata, skoncentrowani na własnych sprawach. A jemu było dobrze z samym sobą – nie potrzebował telefonu (choć miał go przy sobie) ani innych gadżetów po to by się znieczulić, poczuć lepiej, przed czymś uciec, zabić czas… Odkrył niebo w sobie.
Doświadczył głębokiego pokoju, i – jak to określił – „przemożnego Bożego przenikania”. To był dom – przedsmak miejsca, o którym naucza dzisiaj Pan Jezus.

Papież Franciszek w jednej z homilii zapytał: „Co znaczy: przygotować miejsce? Wynająć pokój tam w górze? Przygotować miejsce oznacza «przygotować nas do tego, abyśmy mogli cieszyć się, widzieć, słyszeć, rozumieć piękno tego, co nas czeka, tej ojczyzny, ku której zmierzamy». «A całe życie chrześcijańskie jest pracą Jezusa, Ducha Świętego, aby nam przygotować miejsce, przygotować oczy, abyśmy mogli widzieć…” Chrześcijaństwo nie buduje więc najpierw na naszej pracy, staraniach i zasługach. To w pierwszym rzędzie działanie Jezusa i Ducha Świętego. Sam Pan organizuje w nas niebo, uzdalnia do tego, by w pełni je przyjąć. Jezusowe „Idę przygotować Wam miejsce” wcale nie znaczy: „opuszczam Was, zostawiam sobie
samym”. Pan mówi co innego: idę do Ojca, ale dalej będę w Was przez Ducha Świętego. Będę pracował, byście mogli osiągnąć niebo – niebo Wasze, własne, własnościowe… Bez wynajmu. Niebo, które nie zależy od miejsca aktualnego przebywania, ale dzieje się w duszy i sercu. Amen.