Komentarz do Liturgii Słowa na 5. Niedzielę Wielkiego Postu, o. Grzegorz Mazur OP

Czy można pokochać nieboszczyka? Raczej nie. Osobę zmarłą kochamy wtedy, gdy
zdążyliśmy ją pokochać jeszcze za życia. Nie ma miłości bez żywej relacji. Dwoje
ludzi, aby się w sobie zakochać musi najpierw choć trochę się poznać. Chłopak
zaczyna kochać dziewczynę, dlatego że mu się podoba, nie na odwrót. Widzi ją
(poznaje wzrokiem), słyszy jej głos (poznaje słuchem), czuje jej zapach (poznaje
węchem), może jej dotknąć (poznaje dotykiem). Nawet nie musi z nią rozmawiać,
potrzebuje jednak jakiejś, przynajmniej wstępnej, formy poznania, by zaangażować się
w relację.


Pan Jezus poznał Łazarza i pokochał, miał z nim serdeczną, przyjacielską więź.
Dlaczego więc płacze nad jego grobem? Przecież wie, że za chwilę go wskrzesi. Pan
zapłakał nie tylko nad śmiercią Łazarza, ale nad ludzką śmiercią w ogóle. Księga
Mądrości mówi: „Bóg śmierci nie stworzył ani się nie cieszy ze zguby żyjących –
śmierć przyszła na świat przez zawiść diabła”. Z woli Bożej człowiek w raju miał nie
umierać, miał cieszyć się życiem, nie doświadczając chorób, starości ani śmierci.
Pan Jezus płacze nad naszą śmiercią, bo nas kocha. Najbardziej płacze wtedy, gdy
uśmiercamy się sami. Kiedy grzeszymy, próbujemy żyć na własną rękę, nie traktując
Go jako przyjaciela, nie do końca Mu ufając. Na ile pozwalam Panu żyć we mnie,
wskrzeszać z pułapek śmierci, ożywiać do czegoś nowego i lepszego? Czy konsultuję
z Nim to co robię, czy pytam się o Jego wolę, podejmując ważne decyzje?


Wielki Post jest po to by zobaczyć, jaki grób w życiu sobie kopię – grób jakiej wady,
niewierności, słabości? Jakich ciasnych przyzwyczajeń, jakiej niewrażliwości na
drugiego człowieka, jakiej zatwardziałości serca? Postanowienia i wyrzeczenia
wielkopostne mają pomóc nam wyjść z grobu, uwrażliwić na Pana i Jego pełne mocy
Słowo. To właśnie na słowo Jezusa, umarły Łazarz wstaje i wraca do życia.
Podczas niedawnej pandemii w Internecie pojawiło się humorystyczne zdjęcie
Łazarza, który mówi Panu Jezusowi, że jednak woli zostać w grobie, bo jak wyjdzie w
czasie COVID-u, to i tak zaraz zachoruje i umrze. Czy nie myślimy podobnie czasem?
Wygodniej i łatwiej nam leżeć w grobie, niż podjąć ryzyko zmiany, powrotu do życia,
pogłębienia relacji z Bogiem. Boimy się zerwać ze śmiercią, myśląc, że coś na tym
stracimy. W rzeczywistości jest dokładnie na odwrót – Bóg niczego nam nie żałuje, a
to co daje często przerasta nasze oczekiwania i wyobrażenia.


Czy odnajduję Boże życie w sobie, czy się nim cieszę i za nie dziękuję? Czy wierzę w
to, że Bóg troszczy się o mnie nawet wtedy, gdy przestaję Go poznawać i kochać, gdy
wybieram grób oraz duchową śmierć?