Komentarz do Liturgii Słowa na 3. Niedzielę Wielkiego Postu, o. Grzegorz Mazur OP

Dzisiejsza Ewangelia zawiera wątek, który – w różnych wariantach – pojawia się na kartach Biblii co najmniej kilkakrotnie. Samarytanka miała pięciu mężów, a mężczyzna, z którym aktualnie mieszka nie jest jej mężem. Saduceusze, podczas
jednej z rozmów z Jezusem, podają przykład kobiety, której siedmiu mężów zmarło bezpotomnie i pytają, którego z nich okaże się żoną w życiu przyszłym. Kandydaci do ręki Sary z księgi Tobiasza również po kolei opuszczali ten świat – Sara przeżyła ich wszystkich.


Być może autorzy natchnieni chcieli pokazać w ten sposób witalność i siłę kobiet, zwłaszcza w znaczeniu duchowym. Kobiety są zwykle bardziej receptywne w relacji z Bogiem i łatwiej niż mężczyźni nawiązują z Nim bliską, intymną więź. To nie przypadek, że wszędzie w kościołach widzimy więcej kobiet niż mężczyzn. Kobiety z reguły liczniej angażują się też we wspólnoty i dzieła duszpasterskie.
Samarytanka okazuje dużą receptywność na Boże Słowo i Miłość. Na początku sceptyczna, szybko zaczyna rozmawiać z Jezusem szczerze i na serio. A On mówi prawdę o jej duchowej sytuacji. Niczego nie wyrzuca, nie karci za popełnione grzechy, nie trzyma na dystans. Wręcz przeciwnie, pozwala Samarytance podejść do siebie, łamiąc tym samym ówczesne normy społeczne, tak, że nawet uczniowie nie kryją zdziwienia.


Pan Jezus czeka na Samarytankę przy studni. Nie podchodzi pierwszy, by nie wywierać presji i w żaden sposób się nie narzucać. Woli, by to ona przyszła sama – w pełnej wolności. A potem cierpliwie tłumaczy jej Kim jest i na czym polega dar wody
żywej, która nie tyle gasi naturalne pragnienie, co trwale zaspokaja najgłębsze tęsknoty ludzkiego serca.


Taka jest Boża pedagogia względem każdego człowieka. Pan nie feruje wyroków, nie narzuca nam arbitralnie szczytnych norm lub ideałów. Na nic nie naciska. Nie wywołuje do tablicy, nie przymusza do odpowiedzi. Bóg stawia na zaufanie i przyjaźń
w relacji, niestrudzenie nas do niej zaprasza. Stwarza przestrzeń, czekając, aż usłyszymy i przyjmiemy Jego Słowo, pozwolimy Mu się dotknąć i zmienić. Czymś bardzo ryzykownym jest zmienianie siebie na własną rękę, według swoich pomysłów.
Doświadczywszy Bożego dotyku, człowiek dostaje siłę i światło do zmiany, która często go przerasta, o której być może sam nawet nigdy by nie pomyślał, a która z czasem okazuje się dla niego najlepszą możliwą opcją i szansą.


Po spotkaniu z Jezusem Samarytanka jest już zupełnie inną kobietą. Uwierzyła, że ma przed sobą Mesjasza, a przecież mogła Go zlekceważyć i dalej żyć po staremu. Mogła też ulec przeciwległej skrajności: potępić się za błędy przeszłości, zwątpić, głęboko
zniechęcić… Ona jednak zdecydowała, że nie będzie już więcej pragnąć tylko po ludzku, własną miarą. Poruszona Słowem Pana natychmiast zaczęła dawać o Nim świadectwo. Nie wstydziła się znajomych, a przecież znali jej historię. Zachęcała ich:
„Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam. Czyż On nie jest Mesjaszem?” A ludzie „wyszli z miasta i szli do Niego”.


Prośmy dzisiaj ufnie Pana o łaskę takiego spotkania z Nim, jakie miała Samarytanka. O podatność na Jego bliskość i otwartość na dary łaski. O doświadczenie przemiany, która odnowi w nas nowe życie, wzmocni świadectwo i pociągnie innych.