Bóg wkracza w sam środek ludzkiej biedy najczulej jak się da

Komentarz do Liturgii Słowa na Niedzielę Miłosierdzia Bożego (24 kwietnia) – ks. Grzegorz Mazur

W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus Zmartwychwstały przychodzi do uczniów, mimo zamkniętych drzwi. Pragnie także przyjść do różnych zaryglowanych miejsc w naszym życiu, do tego co nas blokuje i kurczy w sobie, do zranień, zniewoleń, ciężkich przeżyć i trudnych uczuć. Chyba każdy człowiek ma takie obszary w swoim sercu, których boi się „ruszyć”. Nikt lub prawie nikt nie ma tam wstępu: ani Bóg, ani inni ludzie, ani on sam. Jezus nawiedza te miejsca w sposób niezwykle delikatny. Nie łamie zamków, nie wyważa drzwi… Wchodzi „od środka”, po cichu, tak by niczego nie uszkodzić, nikogo nie wystraszyć. Na tym polega Jego Miłosierdzie. Bóg wkracza w sam środek ludzkiej biedy najczulej jak się da, z najtroskliwszą Miłością. Uzdrawia i pomaga nam otworzyć zamknięte drzwi – od wewnątrz! Bez rujnowania czegokolwiek.

Miłosierdzie Boże to Jego Miłość w zderzeniu z ludzką biedą, grzechem, słabością. To nieskończona gotowość i moc przebaczania, której żadne zło nie potrafi zdominować ani ograniczyć. Jan Paweł II w encyklice „Dives et misericordia” pisze, że „miłosierdzie jest nieodzownym wymiarem miłości, jest jakby drugim jej imieniem”. Nie ma prawdziwej miłości bez miłosierdzia i na odwrót: miłosierdzie bez miłości szybko zamienia się w tanią litość lub interesowne współczucie. Aby okazać komuś miłosierdzie trzeba go wcześniej pokochać. A żeby umieć kochać innych, należy najpierw pokochać siebie. „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” – mówi Pan Jezus.

Bywa, że traktujemy się zbyt surowo i trudno nam przyjąć miłosierdzie od Pana. Nie dajemy sobie prawa do błędu, potępiamy się lub wybielamy. Zazwyczaj jesteśmy też wtedy niemiłosierni wobec innych. Dziś mamy doskonałą okazję, by to zmienić. By powiedzieć Panu na modlitwie, że pragniemy Jego Miłości i duchowego zdrowia. To bardzo ważne, bo dopiero mając doświadczenie miłosierdzia, stajemy się zdolni do tego, by je przekazywać. By szczerą miłością odpowiedzieć na czyjąś biedę, zwłaszcza, kiedy mierzy ona prosto w nas (ktoś nas obraża, oczernia, pomniejsza…)

„Potrzebna jest dziś nowa ‘wyobraźnia miłosierdzia’, której przejawem będzie nie tyle i nie tylko skuteczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak aby gest pomocy nie był odczuwany jako poniżająca jałmużna, ale jako świadectwo braterskiej wspólnoty dóbr” (Jan Paweł II, list apostolski „Novo Millennio Ineunte”, 50). Miłosierdzie bez wyobraźni poniża człowieka i zawstydza, nadmiernie eksponuje jego biedę. Ludzie nie chcą takiej „pomocy” i najczęściej odruchowo się przed nią bronią.

Dla kogo mogę dzisiaj stać się bliźnim bardziej niż dotychczas? Komu podać rękę? Z kim być bardziej solidarnym i współczującym, okazując miłosierdzie i nie oczekując niczego w zamian? Prośmy o wrażliwość na ludzkie łzy, nieporadność i pogubienie; o czułe i mądre serce, które zauważy człowieka w potrzebie i da mu adekwatne wsparcie.

Jeśli spodobał Ci się post, to:
Komentuj 💬
Udostępnij znajomym 👇

Dodaj komentarz