Komentarz do Liturgii Słowa na VII Niedzielę Wielkanocną, o. Grzegorz Mazur OP/ Mk 16,15-20

Wprowadzanie pozytywnych zmian w życiu to wielka i potrzebna umiejętność. Ważniejsze jest jednak, by czynić to w odpowiedni sposób i we właściwym czasie. Z dzisiejszego pierwszego czytania oraz Ewangelii dowiadujemy się, że Pan Jezus, wstępując do nieba, przykazał uczniom, by póki co nic nie zmieniali, ale zostali w Jerozolimie i właśnie tam oczekiwali obietnicy Ojca. Duch Święty lubi działać w miejscach, w których aktualnie się znajdujemy. Zapominając o tym, ryzykujemy wprowadzanie zmian na własną rękę i zbyt szybko. Bez dostatecznego rozeznania i potwierdzenia ze strony Pana. „Może jeśli zmienię pracę albo chłopaka to moje życie stanie się lepsze, proszę księdza?” „Nie mogę już słuchać kazań w waszym kościele, zmieniam parafię”. „Mam dość
tego miasta, muszę wyprowadzić się na wieś, ale co z moją rodziną i karierą?” Wiele podobnych pytań słyszę od wiernych i muszę przyznać, że nigdy nie mam na nie gotowej odpowiedzi. Chyba, że towarzyszę komuś przez dłuższy czas, wtedy niekiedy jestem w stanie podzielić się jakąś intuicją lub światłem.


Dziś słyszymy od Pana: nie spiesz się z decyzją, zaczekaj na mojego Ducha, Jemu oddaj inicjatywę. Być poprowadzonym przez Ducha Świętego do innego miejsca w życiu, to jedno. Ale odejść gdzieś samemu, to zupełnie co innego.
Najpierw chodzi tu przede wszystkim o pokusę wewnętrznego odejścia – przestaję angażować się z sercem w codzienność, w moją rodzinę, pracę, wspólnotę parafialną. Zaniedbuję modlitwę. To pierwsza decyzja o odejściu, bywa, że czysto ucieczkowa i mało cierpliwa, prowadzi zazwyczaj do kolejnych, które mogą skończyć się utratą wiary i więzi z Panem.


Jak temu zaradzić? W świetle dzisiejszego Słowa, jest jedno bezpieczne miejsce, do którego warto odchodzić, zwłaszcza w chwilach pokus i wewnętrznego zamętu. Tym miejscem jest góra rozumiana biblijnie i duchowo.
Góra w Piśmie Świętym ma znaczenie wyjątkowe, przede wszystkim jako uprzywilejowane miejsce spotkania człowieka z Bogiem. To na górskich szczytach dokonują się najważniejsze wydarzenia w historii zbawienia, to na nich Bóg zawiera z ludźmi przymierza i objawia swoją chwałę.


Na szczytach gór nie usłyszymy wielkomiejskiego zgiełku, nie zobaczymy ruchliwych ulic, tramwajów, karetek na sygnale. W górach nie ma galerii handlowych i stadionów piłkarskich. Dlatego na górze, na szczycie góry, znacznie łatwiej nam się wyciszyć i skoncentrować na relacji z Panem, a dzięki temu rozeznać, czy życiowa zmiana, którą planuję, jest zgodna z Jego wolą. Patrząc z góry na świat, nie dostrzegamy tylko pojedynczych budowli, lasów lub pól, ale widzimy je wraz z tym co do nich przylega. Widzimy w kontekście i z pewnego dystansu. Tych dwóch rzeczy często potrzeba nam najbardziej by właściwie rozeznać ważne, życiowe sytuacje i podjąć właściwe decyzje.


Czy mam w sercu taką górę? Miejsce odosobnione, w którym spotykam się z Panem sam na sam? Miejsce, z którego wszystko widać inaczej? W którym nabieram właściwego dystansu do otaczającego mnie świata i szerzej kreślę konteksty?
Pan Jezus wstępuje do nieba z Góry Oliwnej. Dla nas również, wewnętrzna, duchowa góra jest początkiem drogi do nieba. Pan spotyka się z nami na górze naszych serc, by dać nam nową gotowość i wolność pójścia jeszcze wyżej, przyjęcia nieba już tu na
ziemi. Na tym polega chrześcijańskie życie duchowe, którego Wniebowstąpienie jest ikoną. Nie zmieniam siebie na własną rękę, najpierw przyjmuję Pana tam gdzie jestem i w tym co mam. Niebo odkrywamy najpierw w szarej codzienności, w rzeczach
małych i niepozornych, a nawet przyziemnych. Ci, którzy szukają nieba daleko od ziemi, zazwyczaj go nie znajdują. Poszukajmy go dzisiaj na górach naszych serc, w teraźniejszych uwarunkowaniach, nie odchodźmy zbyt szybko do innych miejsc.
Chyba, że sam Pan nas do nich zabierze. Amen.