Co to znaczy zaprzeć się siebie? 

Komentarz do Liturgii Słowa na 12. Niedzielę Zwykłą (19 czerwca) – ks. Grzegorz Mazur 😇

„Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. 

Co to znaczy zaprzeć się siebie? Najpełniejszą odpowiedź znajdziemy, rozważając Mękę Pańską. Kiedy Jezus niesie Krzyż, nie myśli o sobie: zauważa ludzi wokół, pociesza płaczące niewiasty. Tuż przed śmiercią myśli o swojej matce: daje ją w opiekę Janowi. Myśli także o swoich prześladowcach i modli się za nich. To ważna lekcja dla nas, bo kiedy cierpimy, zazwyczaj skupiamy się na sobie. Niekiedy użalamy się nad własnym losem albo żywimy żal do Pana Boga. „Dlaczego akurat mnie to spotkało? Dlaczego coś mi się nie udało? Dlaczego nie mogę poradzić sobie z jakąś słabością? Dlaczego wpadłem w uzależnienie lub inne zniewolenie?” Takich „dlaczego” w zależności od sytuacji wyprodukować można całkiem sporo. Nie chodzi o to, by nie pytać, ale by pogodzić się z tym, że niekoniecznie od razu otrzymam odpowiedź. 

Zaparcie się siebie, do którego zaprasza nas dziś Ewangelia, oznacza świadome i dobrowolne odwrócenie wektora miłości własnej ku innym; dostrzeżenie drugiego człowieka i Boga nie pomimo swojego cierpienia, ale dzięki niemu. Świat nie kończy się na mojej słabości, wręcz przeciwnie: słabość może stać się początkiem czegoś nowego i pięknego w życiu. Przeżywana w wierze pomaga mi odkryć i mądrze wykorzystać własne zasoby, budować dojrzałe relacje oraz wprowadzać pozytywne zmiany w codziennym postępowaniu.

Skuteczne przezwyciężanie wad i słabości zakłada najpierw ich akceptację. Uznając swoją bezsilność i zwracając się z nią do Pana, otwieram się na Jego światło i siłę. Będąc na drodze do wolności, uczę się kochać siebie i dawać wsparcie innym. Bóg zaczyna wtedy posługiwać się moim doświadczeniem. Nawiązuję bliższe relacje z ludźmi, ponieważ staję się bardziej autentyczny i wiarygodny. Inaczej też patrzę na krzyże, które przychodzi mi nieść. Po pierwsze, już nie zmagam się z nimi sam. Po drugie, przyjmuję je z coraz większą miłością.

Niesienie krzyża bez miłości byłoby co najwyżej rodzajem duchowej siłowni; egocentrycznym ćwiczeniem wykonywanym dla niego samego i własnej satysfakcji. Nie na tym polega zaparcie się siebie. Łatwo to zobaczyć, kiedy podejmujemy post (w szerokim znaczeniu). Nie chodzi o to, by poszcząc, spiąć się maksymalnie i jakoś to wytrzymać. Celem jest raczej to, by odmawiając sobie czegoś, doświadczyć zależności i spotkać się w niej z Bogiem oraz samym sobą.

Miłość domaga się takiego realizmu. Często kochamy nie tyle siebie, co nasze wyobrażenia o sobie. Podobnie, nie kochamy innych, ale to co o nich myślimy. Wziąć swój krzyż i zaprzeć się siebie to pokochać i przyjąć odpowiedzialność za siebie prawdziwego – z całym bogactwem i biedą. To oczywiście także zauważyć i pokochać realnych ludzi: takich, jakimi są, a nie takich, jakimi chcielibyśmy ich mieć. Amen. 🙏🏽

Jeśli spodobał Ci się post, to:
Komentuj 💬
Udostępnij znajomym 👇

Leave a Comment