Komentarz do Liturgii Słowa na Niedzielę Chrztu Pańskiego, o. Grzegorz Mazur OP/ Mk 3, 15-16. 21-22

Słowa Ewangelii według Świętego Łukasza

Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie».

Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem».

Chrzest Pana Jezusa, o którym czytamy w dzisiejszej Ewangelii, jest zapowiedzią innego chrztu, przez który On sam – i tylko On – mógł przejść. „Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” (Łk 12,50). Mówiąc t e słowa, Jezus myśli o chrzcie własnej Krwi, o Męce. Kiedy indziej synów Zebedeusza, którzy proszą o
wysokie godności w Królestwie Bożym, pyta retorycznie: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?” (Mk 10,38).

Chrzest, który Pan Jezus przyjął od Jana miał zatem odwrotne znaczenie niż ten, którego Jan udzielał ludziom. Janowy chrzest pokuty sprawiał, że ci, którzy mu się poddali, wychodzili z wody oczyszczeni. Pan Jezus, najczystszy i najświętszy, wszedł do Jordanu, aby wziąć na siebie grzechy wszystkich i zanieść je na Krzyż. Niewinny Baranek Boży, oczyszcza Sobą i uświęca mętne wody rzeki, symbolizujące brudy całego świata.

Dzięki temu, co zrobił Jezus, każdy z nas ochrzczonych może mieć udział w owocach Jego Męki i Zmartwychwstania. Wprawdzie wciąż jesteśmy słabi i upadamy, ale grzech nie musi już nami kierować i rządzić. Nie musi prowadzić nas ku śmierci, chyba, że sami tak zdecydujemy.

Życie łaską chrztu oznacza umieranie dla tego, co w nas grzeszne i nieuczciwe. Nie po to by poddać się złu, ale po to, by je pokonać. By przekroczyć siebie i uznać pokornie – jak Jan dzisiaj – że potrzebujemy Jezusa. Nie możemy jednak zmartwychwstać wraz z Jezusem do nowego życia, jeśli najpierw nie zaakceptujemy własnych krzyży i nie
poddamy się w nich woli Ojca. Nigdy nie doświadczymy trwałej radości i szczęścia na skróty ani na własną rękę.

Stosunek do własnych krzyży to papierek lakmusowy przeżywania łaski chrztu. Czy nie uciekam przed nimi, czy przyjmuję je ufnie i z wiarą? Czy odróżniam krzyże faktycznie dopuszczone przez Boga od tych, które produkuję sobie sam? Możliwe jest, niestety, życie krzyżem nierealnym, iluzorycznym. Albo będącym skutkiem
popełnionych błędów. Zdarza się, że uznajemy za krzyż coś, co tak naprawdę nim nie jest. Potrzebujemy bliskości z Panem i aktywnego życia Jego łaską, by się w tym nie pogubić.

Dziękując dzisiaj za własny chrzest, prośmy, byśmy potrafili jak najpełniej wykorzystać jego potencjał. Byśmy umieli żyć z pokorą, umierając dla grzechu i ufnie niosąc życiowe krzyże. Uwielbijmy Pana w Jego Zmartwychwstaniu, by razem z Nim, codziennie powstawać do nowego życia łaską. Amen.