Zgodnie z semickim zwyczajem zaproszenie na uroczyste przyjęcie wysyłano dwukrotnie. Gospodarz dawał znać gościom odpowiednio wcześniej, a ci deklarowali, czy przyjdą czy nie. W dniu uczty posyłał służących raz jeszcze z informacją, że
wszystko jest już gotowe. Odmówić temu drugiemu zaproszeniu po przyjęciu pierwszego oznaczało wielką zniewagę. Zwłaszcza, że zaproszenie, o którym mowa w dzisiejszej Ewangelii dotyczy wesela królewskiego syna. Niedoszli goście zasłaniają się błahymi powodami, a niektórzy z nich posuwają się nawet do zabójstwa królewskich wysłanników. Monarcha karze ich natychmiast, używając wojska, a swoje zaproszenie kieruje do przypadkowo napotkanych ludzi, mimo, że pora jest już późna.
Kogo można znaleźć u schyłku dnia w opustoszałym mieście lub poza murami, na rozstajach dróg? Bezdomnych, włóczęgi, drobnych przestępców… Słowem tych, którzy według ludzkich standardów nie mają się zbyt dobrze. Zamiast elit na królewską ucztę przychodzą przypadkowi ludzie, dobrzy i źli, ściągnięci z ulicy w ostatniej chwili. Nic dziwnego, że z braku czasu nie mieli, jak się przygotować. Gdyby nawet stać ich było na świąteczną, białą szatę, to i tak jej zakup o zmierzchu graniczyłby z cudem. Mimo to, biesiadnicy mają na sobie weselne stroje. Tylko jeden wszedł na salę w zwykłym ubraniu, za co gospodarz wyrzuca go na zewnątrz. Gospodarzem-królem jest oczywiście Bóg Ojciec, pierwszymi zapraszającymi – prorocy, drugimi Jan Chrzciciel i Jezus (pan młody), a niewdzięcznymi zaproszonymi – ówcześni przywódcy narodu wybranego.
Dlaczego Bóg postąpił tak bezwzględnie z człowiekiem nieubranym w weselne szaty? To trudne pytanie. Marcin Luter, nie potrafiąc do końca znaleźć na nie odpowiedzi, nazywał dzisiejszą Ewangelię „okropną” i „straszną” – podobno nie chciał do niej
głosić kazań. W dużym skrócie, reformatorzy interpretowali strój weselny zasadniczo jako wiarę (biesiadnik przyjął zaproszenie bez wiary), a katolicy od zawsze widzą w niej dobre uczynki płynące z miłości. Dla Ojców Kościoła weselna szata to świętość
(Ireneusz, Jan Chryzostom) i miłość (Augustyn). Zdaniem Grzegorza Wielkiego źle ubrany gość nie zgrzeszył brakiem wiary – pojawił się na przyjęciu, a zatem uwierzył, że sam król go zaprasza. Zabrakło mu jednak miłości – przyszedł nieumyty, w
zużytym ubraniu. W pierwszym liście św. Piotra czytamy: „przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów” (1 P 4,8). To właśnie miłość oczyszcza nas z brudu grzechów. Wiara bez miłości jest wiarą tylko wstępną, nieopierzoną; ubrudzoną logiką i sprawami tego świata, zazwyczaj bezradną wobec lęku. „W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (1 J 4,18) – pisze Jan Apostoł. Wszyscy będziemy sądzeni z miłości. Człowiek w roboczym ubraniu nie mógł pozostać na uczcie – został osądzony według kondycji własnego serca.
Na chrzcie przyoblekliśmy się w Chrystusa, zostaliśmy obmyci z nieczystości grzechu pierworodnego. Bóg przyjął nas do swojej rodziny z nieskończoną Miłością. W symbolu białej szaty dostaliśmy czysty, szykowny strój. Przychodząc co niedziela do Kościoła na Mszę Świętą – weselną ucztę Baranka – pewnie dbamy o to, by odświętnie się ubrać. To dobrze. O wiele ważniejszy jest jednak stan szat naszych serc. W jaki sposób dbamy o ich czystość? Czy pielęgnujemy je Bożą Miłością?
Za pierwszym zaproszeniem w naszym życiu (chrzest święty), idą kolejne. Nie tylko w wymiarze sakramentalnym (bierzmowanie, Eucharystia, etc.), ale również w przestrzeni duchowego wzrostu, posłuszeństwa natchnieniom Ducha Świętego i zaangażowania w Kościół. Ewangelia przypomina nam dziś, że akceptacja pierwszego zaproszenia nie wystarczy – można być ochrzczonym i praktykującym, ale mniej lub bardziej ignorować następne. Dlaczego? Dlatego, że przyjmowanie kolejnych zaproszeń na ogół wymaga jakiegoś poświęcenia, rezygnacji z siebie, zawierzenia Panu. A to już jest miłość. Nie sama wiara. Miłość zakłada działanie. Wiara, „jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie” (Jk 2,17) – przestrzega św. Jakub. A św. Paweł dodaje: „gdybym mówił językami ludzi i aniołów” i posiadał nie wiadomo jakie umiejętności „lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał (1 Kor 13,1.3)
Z wiarą prośmy dziś Pana o odświętne, weselne serca. Pytajmy też pokornie, czy oby czasami nie próbujemy trwać w relacji z Nim duchowo brudni i kiepsko ubrani? Może wciąż bronimy się przed Jego Miłością i płynącym z niej oczyszczeniem? W jakich sytuacjach górę nad naszym myśleniem i chceniem bierze lęk, egocentryzm, szukanie swego?