Dzisiejsza Liturgia Słowa przypomina nam, że jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za siebie samych, ale również za siebie nawzajem. Prorok Ezechiel przekazuje Bożą przestrogę: jeśli „nic nie mówisz, by występnego sprowadzić z jego drogi to on umrze z powodu swej przewiny, ale odpowiedzialnością za jego śmierć obarczę ciebie”. A w Ewangelii Pan Jezus dodaje: „gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy”. Jeśli nie posłucha, „weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch lub trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha,
donieś Kościołowi…”
Jak często zachowujemy tę ewangeliczną kolejność? Zdarza się, że rozprawiamy o cudzych błędach ze wszystkimi wokół, ale nie z samym zainteresowanym. Plotka, obmowa, oszczerstwo to jedne z częściej wyznawanych w konfesjonale grzechów. Czy w ogóle nie wolno mi krytycznie oceniać czyjegoś postępowania? – pytają niektórzy w dobrej wierze. Owszem, wolno. A nawet trzeba. Ale pod pewnymi warunkami. Nie możemy osądzać człowieka, bo osąd należy tylko do Pana. Czyjeś zachowanie wolno nam poddać krytyce, o ile służy to jakiemuś dobru. Nie ma nic złego w dyskretnym skonsultowaniu z zaufaną osobą negatywnych spostrzeżeń na temat postępowania bliźniego, o ile wyrażamy się szczerze, obiektywnie i z troską. Pytanie, jakie mamy motywy; na ile chcemy pomóc komuś, kto robi coś niewłaściwego. Czy mówimy o nim z miłością? Czy rzeczywiście zależy nam na jego poprawie? Wcześniejsza rozmowa z osobą trzecią nie musi być obgadywaniem, wręcz przeciwnie: może poszerzyć nasze spojrzenie i pomóc przygotować spotkanie w cztery oczy.
„Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością” – zaleca św. Paweł w liście do Rzymian. Dlaczego mamy kochać innych? Niekoniecznie lubić, tym bardziej akceptować zło, które popełniają. Mamy kochać, bo sami jesteśmy kochani przez Pana. Bezwarunkowo i niezasłużenie. Nie za coś, ale mimo wszystko. Mówienie komuś trudnych rzeczy z szacunkiem, bez generalizowania, oskarżania, upokarzania, pochopnego przypisywania złych intencji lub uzurpowania sobie całkowitej racji to
bardzo potrzebna umiejętność, a zarazem przejaw chrześcijańskiej dojrzałości i miłości. Bywa, że sami również nie jesteśmy bez winy. Uczciwe przyznanie tego wraz z propozycją zadośćuczynienia zazwyczaj otwiera dodatkową, niezwykle cenną przestrzeń w trudnych rozmowach. Nie napominam kogoś z pozycji wyższości lub przewagi moralnej, ale staję przed nim z pokorą i troską, jako siostra/brat w Chrystusie.
Nikt z nas nie posiada prawdy w całości i na własność. Nigdy nie wiemy wszystkiego o drugim człowieku – o samych sobie zresztą też nie. Pokora pozwala nam przekroczyć własne ego oraz uznać, że nie jesteśmy nieomylni i potrzebujemy Bożej pomocy w pokonaniu swoich uprzedzeń, emocji i blokad. Pokora zabezpiecza przed skutkami urażonej dumy, umożliwia także potężne działanie Panu Bogu.
Pomódlmy się dzisiaj o pokorę i miłość w relacjach z innymi. Oddajmy Panu wszystkie te osoby, z którymi nie jest nam po drodze; które w jakiś sposób nas zraniły, zawiodły, pomniejszyły. Do kogo jeszcze powinniśmy wyjść z braterskim/siostrzanym napomnieniem? Komu przebaczyć lub zadośćuczynić? Z kim się pogodzić albo pojednać?