Komentarz do Liturgii Słowa na 2. Niedzielę Wielkiego Postu, o. Grzegorz Mazur OP

Dzisiejsza Ewangelia zawiera kontrasty i niespodziewane zwroty akcji. Twarz Jezusa promienieje słońcem, a jego ubranie lśni bielą jak światło. Jednocześnie pojawia się obłok, a wraz z nim cień, może nawet półmrok. Jezus rozmawia z Mojżeszem i Eliaszem, by za moment zostać sam na sam z uczniami. Piotr, zachwycony. Przemienieniem, prosi Pana o zgodę na dłuższe zakwaterowanie, ale po chwili, słysząc głos z nieba, wraz z Jakubem i Janem pada na twarz wystraszony. Światło – cień, wspólnota – samotność, zachwyt i radość – niepewność i lęk. To najbardziej zauważalne kontrasty w Mateuszowym opisie Przemienienia. Są nam bliskie, bo wszyscy na różnych etapach ich doświadczamy. Z jednej strony sporo w naszym życiu duchowym dni pełnych optymizmu i słońca, ale przechodzimy też przez okresy ciemne i trudne. Budujemy bliskie relacje, jesteśmy we wspólnocie Kościoła, nie
oszczędza nam to jednak chwil samotności i opuszczenia. Potrafimy zachwycić się Panem Bogiem i szczerze cieszyć tym, co od Niego dostajemy, a zarazem w obliczu przeciwności, szybko ulegamy rozterkom i zniechęceniu. Jakie rozwiązanie podsuwa nam dzisiejsze Słowo? Przede wszystkim, akceptacja.


Skrajności są nieuchronne i w pewnym sensie sam Pan Bóg nas do nich zaprasza. Tak jak w dzisiejszym pierwszym czytaniu, kiedy podeszły w latach Abraham, odpowiadając na Boże wezwanie, opuszcza dom rodzinny i udaje się w nieznane strony. Taki ruch wymagał odwagi i wiary, bezwarunkowej zgody. A patrząc po ludzku Abraham miał wszelkie powody, by zgody odmówić. Słuszny wiek, potrzeba stabilizacji, troska o najbliższą rodzinę, poczucie przynależności i bezpieczeństwa, na
które długo, ciężko pracował. W wieku 75 lat słyszy od Pana, że ma zmienić tryb życia z koczowniczego na osiadły, w dodatku w obcym kraju, który wcale nie musi okazać się przyjazny ani gościnny. Mimo to, Abraham przyjmuje wyzwanie i rusza w
drogę. Przeczuwa, że Bóg najlepiej zna pragnienia jego serca i przygoda, którą mu proponuje, hojnie je zaspokoi.

Co robić, kiedy doświadczamy życiowych rozbieżności i kontrastów? Porzucać własną strefę komfortu, tak jak Abraham. Na Boże Słowo. Nierzadko wbrew sobie. Bycie w drodze to przecież nasza chrześcijańska tożsamość. Kiedy idziemy do Pana, On
wychodzi do nas. Widać to dobrze na Górze Przemienienia: to co Boskie spotyka się z tym, co ludzkie. Uczniowie zdobywają szczyt, by zanurzyć się w Bożej obecności, na nowo ją odkryć. A Bóg schodzi do nich i oznajmia, że Jezus jest Jego umiłowanym
Synem, w którym sobie upodobał. To mocny, wyrazisty sygnał dla nas: mamy podążać za Jezusem, dawać Mu się poprowadzić. Nie tylko po to, by nie zgubić drogi wśród życiowych zakrętów i kontrastów, ale by wzorem Abrahama przyjmować Boże
błogosławieństwo i stawać się nim dla innych. To pewny, sprawdzony sposób na Niebo, a tu na ziemi – na osobistą satysfakcję, spełnienie i szczęście.