Komentarz do Liturgii Słowa na 3. Niedzielę zwykłą, o. Grzegorz Mazur OP

Po chrzcie w Jordanie i kuszeniu na pustyni Pan Jezus rozpoczyna działalność
ewangelizacyjną. Słyszymy dzisiaj, że osiadł w Kafarnaum. Trochę to dziwne jak na
młodego, pełnego zapału, wędrownego kaznodzieję. Jezus wie, że wkrótce umrze na
krzyżu, nie ma więc zbyt wiele czasu, by głosić Dobrą Nowinę o Królestwie. A jednak
na początku „osiada”. Daje sobie czas, unika pośpiechu. Co więcej, zatrzymuje się w
miejscu po ludzku najmniej odpowiednim dla Jego misji. Ziemia Zabulona i Neftalego
to pod wieloma względami głęboka prowincja. Galilea pogan. Rejon, w którym Żydzi
zmieszali się z gojami, przejmując ich zwyczaje i zniekształcając ojczysty język.


Uważani za nieczystych, wyśmiewani przez prawowiernych Judejczyków, nie mieli
szans na odegranie znaczącej roli w Izraelu. Wydawałoby się, że Pan Jezus „strzelił
sobie w stopę”, wybierając Kafarnaum. Dlaczego nie udał się do miejsc kształtujących
opinię publiczną, religijnie i kulturowo węzłowych? Dlaczego nie osiadł wśród ludzi
wpływowych, którzy mogliby wymiernie przyczynić się do sukcesu Jego misji?


Jezus nie ma względu na osoby. Każdy jest dla niego tak samo cenny, a ściślej
bezcenny, umiłowany, „jedyny na świecie”. Pan nie obawia się ludzi mniej
poprawnych, przywiązanych do własnych ścieżek, innych niż reszta. W Bożych
oczach nie ma równych i równiejszych. Każdy ma przystęp do Boga i takie same
szanse w relacji z Nim. Jezus nie przyszedł na świat, aby zbawić jeden naród. Oddał
życie za wszystkich, nawet tych najtrudniejszych i najbardziej pogubionych. Nas
również posyła czasem do miejsc „mało intuicyjnych”, po ludzku beznadziejnych.
Stawia w sytuacjach, które mogą przerastać. Na ile czujemy się wtedy uczestnikami
Jego misji? Czy się z nią identyfikujemy? W jakim stopniu podejmujemy wysiłek
kochania i docierania do osób, z którymi wcale nam nie po drodze?


Warto zwrócić uwagę na to, że mieszkańcy ziemi Zabulona i Neftalego w ogóle nie
szukali Jezusa – to On szukał ich. Wyszedł z inicjatywą, przyszedł pierwszy. My
niekiedy czekamy, aż ktoś inny zrobi ten początkowy krok, aż coś „samo” ulegnie
zmianie. Pan wie, że czas jest krótki, dlatego idzie najpierw do tych, którzy najbardziej
Go potrzebują. Nie zwleka. Osiada wśród nich, by dać im się poznać, zbudować
relację. Dopiero wtedy głosi i wzywa do przemiany serc.


„Lud siedzący w ciemnościach ujrzał światło wielkie” – prorokuje Izajasz. Wszyscy
potrzebujemy Bożego światła. By mądrze żyć i wybierać. By wiedzieć do kogo wyjść,
kiedy i jak. Niektórzy mistycy porównywali duszę ludzką do rośliny, która musi mieć
światło, aby się rozwinąć i przeżyć. Umieramy duchowo, gdy pozwalamy się ogarnąć
ciemności. Gdy odłączamy się od Pana poprzez grzech i oswojone słabości.
„Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”.

Słowo „nawracajcie się” nawiązuje tu do starotestamentalnego czasownika, który oznacza „zmienić drogę”.

Jaką drogą idziesz? – pyta nas dzisiaj Pan. Do czego w życiu zmierzasz? Być
może powinieneś zweryfikować kierunek lub cel? Prośmy o odwagę i światło, by
pokornie zmierzyć się z tymi pytaniami. By zlokalizować w sobie ziemię Zabulona i
Neftalego, obszar półpogański, ciemny, zaniedbany. Taki obszar, w którym
najbardziej potrzebujemy Jezusa. Amen.