Kościół wizytek w Warszawie – miejsce spotkania Fryderyka Chopina i ks. Jana Twardowskiego

Ks. Twardowski ze wzruszeniem wspominał rodzinne wyprawy do Filharmonii. Po latach zaś, już jako ksiądz rektor kościoła sióstr wizytek, gdzie upłynęła mu ponad połowa życia, na co dzień „spotykał się” z Chopinem. Wśród wielu postumentów i tablic pamiątkowych w tej świątyni, pojawiła się w pewnym momencie pod chórem tablica poświęcona Chopinowi, który w trakcie nauki w Liceum Warszawskim grał na mszach dla uczniów tej szkoły, o czym tak pisał – jak zwykle – z humorem w liście do Jasia Białobłockiego:

„Zostałem Organistą Licejskim […] Ha, Mości Panie Dobrodzieju. Co to ze mnie za głowa! Pierwsza osoba w całym Liceum po x. Proboszczu! – Gram co tydzień w niedzielę u Wizytek na organach, a reszta śpiewa.”

Motywy szopenowskie pojawiały się w wierszach księdza-poety, chociaż był przede wszystkim poetą przyrody, zwłaszcza mazowieckiej. Potrafił wszakże doskonale łączyć fascynację dziełem stworzonym z odwołaniami do wielkiej sztuki, jak w tej frazie: „pszczoła nie zna Szopena ale jest muzyką”. Podobnie liryka księdza poety jest nie do pomyślenia bez muzyki, którą słyszał w śpiewie ptaków, szumie drzew i nurcie płynącej wody, głosach od łąk, pól i lasów czy bijących dzwonów… Przywołajmy wreszcie to wyrażone exspresis verbis przekonanie: „A z wierszy napisanych chyba ten nie umrze, co nie bał się być prawdą lub stał się muzyką”. 

Można zaryzykować twierdzenie, że muzyka towarzyszyła księdzu poecie niemal jak modlitwa. Zanim ucałował „na dobranoc” swój krzyżyk „niemy”, słuchał Chopina: „przez radio Szopen mówić do mnie będzie…”

Ks. Twardowski odprawiał Msze św. w rocznice śmierci Chopina. Dzięki siostrom wizytkom zachowały się wygłaszane wówczas krótkie homilie. W jednej z nich, 17 października 1985 roku, mówił:

„Spotykamy się w rocznicę śmierci Fryderyka Chopina. Wiele pisano i pisze się o jego geniuszu, o jego dziele, o polskości jego muzyki. Jako ksiądz chciałbym po prostu powiedzieć to, co wypada mówić w kościele, i to nie za dużo.

To tutaj, w kościele Sióstr Wizytek w Warszawie, Chopin jako student grał na organach w czasie Mszy świętych dla studentów. Tak było przez dwa lata.

Tradycja głosi o tak gorliwej kiedyś grze, że jeszcze po Mszy świętej nie przestał grać. Kościelny zaczął dzwonić, zawiadamiać, że siostry już zaczynają swoje śpiewne officium. Historia ta przywołuje pamięć wielkiego Chopina w tych czcigodnych murach.”

Podczas zaś Mszy św. odprawianej 17 października 1999 roku w 150-tą rocznicę śmierci pianisty w ramach II Międzynarodowego Kongresu Muzykologicznego, powiedział:

„Dzisiaj modlimy się i wspominamy naszego wielkiego kompozytora Fryderyka Chopina, który otrzymał wielki dar od Boga, dar wielkiej muzyki, uniwersalnej, trafiającej do młodego i starego, do wykształconego i prostego, do Polaka i Japończyka, do wszystkich. Tym darem dalej służy Bogu, w ufności podnosi ludzi do Pana Boga. Bogu – poprzez ludzi – oddaje dar, jaki od Niego otrzymał. Jego muzyka wzrusza najświętszym wzruszeniem, budzi dusze, budzi tęsknotę za miłością, za dobrocią, odrywa od płaskiego życia. Jest to służba Bogu, bez względu na to, czy ktoś uprzytomniłby to sobie, czy nie, czy mówi o tym na głos, po cichu, czy wcale o tym nie mówi. […]

Nie jestem kompetentny, żeby mówić o sztuce Chopina, bo inni są do tego powołani. Chciałbym jedynie przypomnieć, że w tym kościele są relikwie, to znaczy wspomnienia pośmiertne Chopina. Są schody na chórze, których dotykał swoimi stopami, organy, których dotykał rękami.                                                     

Dzisiaj czcimy muzykę Chopina, dar Boży, którym kompozytor tu służył – niezależnie, czy sam o tym mówił – a także żywe wspomnienia w kościele Sióstr Wizytek.”

Dodajmy jeszcze, że Msza pogrzebowa ks. Jana Twardowskiego miała miejsce w kościele św. Krzyża, w którym znajduje się serce Fryderyka Chopina. 

Po granicznych doświadczeniach wojennych, kiedy muzyka Chopina wydała się porażonemu bezmiarem zła poecie wręcz niestosowana, powrócił do niej w wierszu To wszystko trwa jak Chopin; trwa, a więc nie przemija:    „Co będzie z ludzką sztuką / przy strasznym końcu świata…” I zaraz dodał: „Na przykład, co z Chopinem?” 

Nie miał wszakże najmniejszej wątpliwości, bo napisał:

Lecz myśli dzieł najprostsze,

zrodzone w ludzkiej męce

nie zginą. W Bogu trwają,

jak świateł pełne ręce.

To coś niewyrażone,

bez kształtu i bez słowa,

gdy próżno się trudziła

w pożarach bólu głowa.

Choć piórem nie zapiszesz,

maszyną nie wystukasz – 

To wszystko trwa, jak Chopin,

którego Pan Bóg słucha.  

Fryderyk Chopin – powtórzmy – „naczelny u nas artysta”, ucieleśnia i wyraża samą istotę sztuki, stąd nie mogło zabraknąć jego imienia w tym fundamentalnym dla księdza-poety pytaniu.

Najgłębsze jednak słowa w tej kwestii wypowiedział ks. Twardowski nie w wierszu – jakby na potwierdzenie, że muzyce nie może dorównać żaden inny rodzaj sztuki – ale w cytowanym tu kapłańskim słowie: 

„Pytają nieraz jakie są religijne motywy w twórczości Chopina. Jest to ważne, ale i nieważne. Ważne jest to, że cała jego twórczość jest darem Boga. […]

Świętym jest nie tylko ten, który jest kanonizowany, ale i ten, który budzi światła Boże w życiu doczesnym. Chopin był także tym, który budził to światło swoja muzyką.”

Dlatego jego muzyka, zawsze nam bliska, bodaj najpiękniej brzmi, gdy „Światło przyszło na ziemię”, w głęboką noc grudniową, co potwierdził sam artysta wpisując do jednego ze swoich arcydzieł, Scherza h-moll, najczulszą polską kolędę – Lulajże, Jezuniu… 

                                                                                   Waldemar Smaszcz

Dodaj komentarz